Zbyt wysokie oczekiwania czytelnicze?
Mam nie lada problem z tą książką i trudno jest uchwycić mi pełne przyczyny tego, dlaczego tak długo czytałam „Rezydencję…”. Przecież thrillery połykam na raz, a tutaj jednak bardzo długo, a wręcz do końca nie mogłam wsiąknąć w historię. Może dlatego, że akcja toczyła się niezwykle wolno, może dlatego, że dla mnie nie do końca jest to klasyfikacja thrillera, a bardziej dramat psychologiczny i solidna porcja wizjera w umysły skrzywdzonych, ale i wiedzionych rządzą zemsty ludzi? A może dlatego, że przyzwyczajona jestem od początku do końca do jazdy bez trzymanki, gdzie emocje sięgają zenitu w stosownym momencie, a plot twisty wyzuwają mnie z butów? Umiłowanie gatunku i zjadanie na nim zębów na pewno nie pomaga, bo próg wymagań również jest dość wysoki, ale staram się spojrzeć na tę książkę łaskawszym okiem z racji debiutu, mając na uwadze to, że autorka raczkuje, dopiero kształtuje swój warsztat, weryfikuje to, co przyjmie rynek wydawniczy poprzez oczekiwania czytelników.
Zarys fabuły w kilku słowach
Zanim jednak przejdę do wypunktowania tego, co leży mi na sercu, a co okazało się strzałem w dziesiątkę, przyjrzyjmy się fabule. Zblazowany świat bananowych dzieci, które mają wszystko. Hermetyczna konstancińska społeczność i rodziny, w których więcej jest pozorów i ułudy, aniżeli rzeczywistości. Sztuczne piersi i sztuczne relacje, bogactwo na pokaz i bieda wewnętrzna, zagubieni ludzie, którzy nie odnajdują się w tym trudnym krajobrazie, gdzie druga osoba ma za nic empatię oraz ci, którzy sądzą, że mając pieniądze, są kimś. Te dwa światy mocno w tej książce się ścierają, co widać nawet na przykładzie ludzi zatrudnionych przez konstanciński półświatek. Gama ludzi przedstawiona przez autorkę tworzy szereg sprzeczności ludzkich charakterów, a z drugiej strony pokazuje potwierdzenie powiedzenia: z kim przestajesz, takim się stajesz. Bogacze i służba, zepsuci kontra starający się po prostu dobrze żyć. Te kontrasty nakreślone przez autorkę rezonują przez całą historię, a każdy kolejny rozdział opada jak warstwy cebuli pokazując coraz mocniej zgniłe wnętrze.

Gdy umiera Filip, jego matka poruszy niebo i ziemię, by zasypać swój rodzicielski żal, nawet jeśli miałyby za tym paść kolejne ofiary. Po przeciwnej stronie ringu jest matka skazanego chłopaka – jej świat również legł w gruzach po dokonanym przestępstwie syna. Marczuk obnaża wnętrze obu kobiet, lawiruje jednocześnie między teraźniejszością, zarysem nieodległej przyszłości oraz przeszłością, która kryje w sobie wiele sekretów.
Wrażenia ogólne
Punktem wyjściowym „Rezydencji…” jest śmierć dziecka, ale autorka niestety bardzo mocno wybiega w różne strony, gdzie w pewnym momencie niezwykle ciężko jest uchwycić się czytelnikowi tego jednego, znaczącego dla całej sprawy kierunku. Wiele niepotrzebnych scen, nieistotnych przytoczonych zdarzeń i wspomnień, myśli bohaterek, które nie wnoszą nic znaczącego dla fabuły, prócz jej spowalniania. Mnie tutaj brakło tak wyczekiwanego powera, jaki lubię w deklarowanym gatunku, akcji, która wciąga mnie bez reszty, a mam wrażenie, że zamieniłam się miejscami z psychoterapeutą, który ma za zadanie pomóc poszkodowanym uzyskać spokój ducha po tak tragicznych wydarzeniach. Nie pomogła mi również jednolita treść, ze skromną ilością dialogów i sensownych scen, dopiero końcówka nabrała rozpędu, ale to nieco za długo i za dużo oczekiwać od czytelnika, by ten przebrnął przez ponad 300 stron dla ostatnich 30, które toczą się zaskakująco wartko.
Szukam pozytywów
Z pozytywnych rzeczy, autorka wymusiła na mnie – matce – analizę tego, jak istotne jest wychowanie własnych dzieci, poświęcony im czas, uwaga. Pieniądze tego nie zrobią, mogą jedynie pomóc, ale to ciężar odpowiedzialności ciąży przede wszystkim na rodzicu i wpajanych wartościach. Gdyby spojrzeć na tę książkę jako dramat rodzinny, mogłaby być dobrze wystawionym aktem rozpaczy, poczucia porażki rodzicielskiej, ale i wątpliwości, jakie trapią każdego rodzica w kontekście popełnionych błędów wychowawczych oraz poczucia nieomylności. „Rezydencja Konstancin” to umiejętnie wykreowana historia o rodzinie, jej wartościach, pogoni za pieniądzem, ale i o tajemnicach, ignorancji, zepsutym świecie władzy i braku kręgosłupa moralnego, lecz niestety nie jest to thriller idealny, gdybym uparła się tylko pod takim zaszeregowaniem go rozpatrywać. Podsumowując i biorąc pod uwagę fakt, że jest to debiut, dostrzegam bardzo duży potencjał w piórze autorki, ale w podejściu do lektury tej książki jak do dramatu psychologicznego. Niestety jak na thriller to dla mnie za mało.
Elżbieta Marczuk
Wydawnictwo Znak JednymSłowem
Premiera: 23.04.2025
Rezydencja Konstancin recenzja ️ thriller psychologiczny książka
️ dramat psychologiczny powieść
️ polska literatura współczesna
️ debiut literacki autorka
️ opinia o książce Rezydencja Konstancin
️ recenzja książki thriller
️ książki o zemście i rodzinnych tajemnicach
️ powieść o bogactwie i zepsuciu moralnym
️ polska autorka debiutująca
️ książka o relacjach rodzinnych
️ wychowanie dzieci w literaturze
️ emocje w książkach psychologicznych
️ psychologiczne portrety bohaterek
️ odpowiedzialność rodzicielska książka
️ refleksja nad wychowaniem dzieci
️ powieść o trudnych emocjach
️ dramat rodzinny książka
️ moralność i pieniądze w literaturze
️ literatura z przesłaniem psychologicznym
️ najlepsze książki do przeczytania
️ co czytać w 2025 roku
️ książki warte przeczytania
️ recenzje książek 2025
️ polskie książki godne uwagi
️ literatura obyczajowa z wątkiem psychologicznym
️ polecane książki dla kobiet
️ książki o rodzinie i tajemnicach
️ książki poruszające trudne tematy
️ literatura pełna emocji