Wiem, że nie jestem czytelniczą grupą docelową tej książki, z drugiej jednak strony to ciekawe doświadczenie podejść do niej jako dorosły, dojrzały i świadomy czytelnik. W tym czytelnik, który nie sięga często po romantasy, ale liczne polecenia, zachwyty i ogólny szum wokół tego tytułu, a kolejno całej serii zrobił swoje.

Smoki, szkoła jeźdźców zwana Basgiath War College, gdzie uczniowie uczą się nie tylko magii (taki Harry Potter, lecz dla nieco starszych młodych), bitwy, w których trup ściele się gęsto, mrok, bezlitosna konkurencja, niejasne zawiłości w historii krainy i w konflikcie, który jest zarzewiem współczesnych waśni. Z powodu tych ataków kolejne pokolenia uczą się tego, jak przetrwać, przysłużyć się krainie określoną funkcją, a jednocześnie nie zginąć. Nie ma co ukrywać, autorka w niesztampowy sposób obmyśliła fabułę, po kartkach której leje się krew, a brutalnych scen nie brakuje. Nie brakuje też i tych seksualnych, które według mnie pasują jak pięść do nosa. Lecz skoro bierzemy na wokandę zaraz obok walki o przetrwanie miłość to i dobrze byłoby dodać jej nieco pikanterii, prawda? No nie, niekoniecznie. Mnie te sceny nieco żenowały, a wręcz przypomniały o innej nadludzkiej parze: Belli i Edwardzie, gdzie również leciały drzazgi w chwilach uniesienia.

Przez książkę przewija się mnóstwo postaci ludzi i stworzeń, w tym te fantastyczne pod postacią smoków. To właśnie one sprawiają, że pewne sceny nabierają mocniejszego wydźwięku i są jednocześnie miłe dla doznań czytelnika, choć teoretycznie powinny niepokoić. Ten element przyjaźni między człowiekiem a de facto bezlitosnym zwierzęciem jest cenny i właściwy. Nie do końca natomiast są właściwe dość powierzchownie relacje międzyludzkie, gdzie wrogowie jednak magicznie się przyciągają, a wręcz są na siebie skazani. Autorka sprawiła, że trudno jednoznacznie odpowiedzieć, kto jakimi intencjami się kieruje, a ta ciekawość popycha czytelnika do przodu.

Dzięki przeczytaniu tej książki jestem w stanie zrozumieć fenomen „Czwartego skrzydła”. Czyta się je dobrze, choć są momenty, w których nie dzieje się nic. Bohaterka w mojej opinii jest naturalna, nieprzerysowana, wypada dość realistycznie (o ile o jakimkolwiek realizmie możemy mówić w świecie fantasy) w poszczególnych scenach i dialogach, jest rezolutna, skromna, ale jednocześnie dość błyskotliwa, czego nie udawało się stworzyć autorkom innych romantasy, jakie miałam okazję czytać.

Historia miłosna musi wahać się między dwoma biegunami, niepokój powinien się sączyć przez całą historię (a z tym było różnie, bo nad jednymi scenami Yarros mocno się pochylała, by kolejno zrobić dość duży przeskok czasowy), a gdyby cała książka leciała tymi emocjami, które towarzyszą czytelnikowi przy ostatnich rozdziałach – byłoby bardzo dobrze. Te końcowe sceny jednak sprawiły, że choć w pewnym momencie chciałam odpuścić dalsze losy Empireum, autorka skutecznie mnie zainteresowała dalszymi losami bohaterów.

Szkoda natomiast, że przy pięknie przygotowanym wydaniu specjalnym książki nie dołożono starań o równie jakościowo dobrą korektę, która wyłapałaby liczne błędy językowe i literówki.

Rebecca Yarros

Wydawnictwo Hype

Premiera: 15.05.2024 (wydanie specjalne)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *