Zło w najgorszej postaci, zepsucie – zarówno to moralne, jak i posiadające zapach rozkładającego się mięsa, brak zasad czy wyzwane wartości, którym bliżej do egoizmu i zapatrzenia we własne pragnienia, nawet jeżeli na szali jest życie drugiego człowieka. Podmiot ten rozpatrywany jest w dwóch kategoriach: jako pan i władca życia oraz poddany, niczym przedmiot rzucany z kąta w kąt. Byle spełnił oczekiwania innych, a jeżeli nie zamierza biernie oddać się w ręce losu, zło również sobie z nim poradzi. Autor swoją twórczością próbuje odpowiedzieć na pytanie, czy zło zawsze można pokonać dobrem? Czy człowiek rodzi się z natury okrutny, czy jednak potwora rodzą okoliczności? Jeżeli to drugie, to jakie to mogą być czynniki? I… w „Goryczy zła” za sprawą dość tajemniczego zjawiska (bez spojlerowania) Labrentz roztacza wizję równoległą, wizję, która jest od siebie mocno zależna, taką, z której wydarzenie A jest mocno sprzężone z wydarzeniem B.

Dotychczasowe życie Sergiusza lega w gruzach; stabilna praca i dochodowy biznes to przeszłość. Małżeństwa już nie ma, przyjaciół również. Stała i niezmienna w codzienności bohatera jest za to dręcząca go wizja umierającej matki czy duszna, wijąca się wokół niego, niczym wąż szykujący się do upolowania ofiary, wizja śmierci, smrodu ekskrementów, okruchy zła, które powinny w końcu utworzyć straszny obraz. Bohater przez niemal całą książkę próbuje skleić poszczególne sceny, wizje i połączyć je w logiczną, wytłumaczalną całość, ale nie jest to takie proste, gdy kilka niezależnych od siebie osobowości, skrajnie różnych, styka się w jednym punkcie. Ciekawym zabiegiem zastosowanym przez autora są niezależne linie czasowe i dobrze nam znane wydarzenia z kart historii. Ten również nie trzyma się schematycznie jednego miejsca, ale przemierza Polskę od morza, poprzez Warszawę i Toruń, jak również mazurskie jeziora, by kolejno porwać czytelnika do Egiptu czy zagościć w watykańskich murach. W książce przewijają się motywy religijne, kult jednostki i zwartej, tajemniczej społeczności, schematyczne i najgorsze zło, krzywda dzieci, handel ludźmi oraz ukryta symbolika. „Gorycz żółci” to nie tylko wędrówka dusz przez miasta i krainy, to przede wszystkim najtrudniejsza droga, jaka wiedzie w głąb samego siebie stawiając przed człowiekiem pytanie: kim jestem i dokąd zmierzam? Jak zachowam się w obliczu zła i krzywdy? Oraz czy jestem w stanie, czy jestem na tyle odważny i zdeterminowany, by postawić się wszechobecnemu mrokowi?
Autor ma wyjątkową umiejętności przedstawiania wszystkich wydarzeń, scen, detali w sposób plastyczny i obrazowy, wręcz odbierany wszystkimi zmysłami. Wdzięcznie a jednocześnie stanowczo, tym samym w sposób dość mroczny i niepokojący – stosownie do charakteru historii – obrazuje każdy detal, balansując na granicy wyimaginowanego świata i tego namacalnie prawdziwego.

Czytelnik niejednokrotnie daje się porwać w swoiste delirium, które roztacza przed nim autor, a im dalej w las, tym większy lęk i obawa, ale i magiczne przyciąganie, które odbiorca ma okazję odczuć na własnej skórze. Nie ma co ukrywać, książka ma kilka słabszych punktów, jednak niedociągnięcia są tak znikome i nieistotne dla całości fabuły, a wręcz mieszczące się na granicy błędu, jaki można dopuścić w debiucie, że ze spokojem (a jednocześnie z nadzieją na więcej) patrzę w przyszłość autora i potencjalne kolejne książki, jakie popełni.
Zwieńczeniem, podsumowaniem i jednocześnie paradoksalnie epitafium „Goryczy zła” winien być ten cytat: „Mam nieodparte wrażenie, jakbym znał pana od wieków”
„To nie były wyłącznie ofiary współczesnego świata, ale duchy przeszłości, które po niego przyszły”
Eli Labrentz
Wydawnictwo Warszawska Firma Wydawnicza
Premiera: 03.03.2025 r.