„Zostawcie nas w spokoju”, czyli thriller, ale bardziej horror

Wyobraź sobie, że trafiasz na wyspę, w której dzień świstaka nie staje się wyłącznie pustym frazesem. To wszystko dzieje się tu i teraz; rutyna, która musi zostać za wszelką cenę zachowana, a wszelkie odstępstwa od niej będą surowo karane. Wyspa Clifford, choć istnieje na mapie, nie istnieje w sieci, nie ma o niej żadnych wzmianek, zdjęć, informacji. Wyspa widmo jest taką wyłącznie dla obcych, a tubylcy skrzętnie bronią swojej prywatności. Tytuł tego horroru jest jak najbardziej trafny i mógłby cisnąć się na usta każdego mieszkańca, każdej osoby, która wierzy, że wyspę otacza zło, a wyznawane wierzenia są tymi, które nadają ton ponurej codzienności.

Gdy pogrążona w żałobie Willow, u skraju rozpadającego się małżeństwa, natrafia we własnym domu na nazwę niewiele jej mówiącej wyspy, rzuca wszystko i wbrew zasadom zdrowego rozsądku podąża śladami potencjalnego wątku związanego ze zmarłym dzieckiem. Tuż za nią na wyspę dociera jej brat, z którym kobieta od lat nie utrzymywała zbyt dobrych stosunków. Miejscowi chętnie przyjmą gości czy nowych, potencjalnych mieszkańców, ale niechętnie ich wypuszczą…

Czy się bałam? Tak, były pojedyncze sceny, podczas czytania których miałam ciarki. Czy to był horror ekstremalny? Nie, i nawet się z tego powodu cieszę, ponieważ do tego gatunku podchodzę z dużą dozą ostrożności. „Zostawcie nas w spokoju” chyba trafiło na idealnego czytelnika, czyli osobę, która jak w książce, tak i w filmie nie przepada za atmosferą strachu. Tutaj te emocje są stonowane, umiarkowane. Może nie do końca usatysfakcjonują miłośników gatunku, ale będą idealną drogą ucieczki dla czytelników takich jak, ja czyli „chciałaby, ale się boi”. Autor kreuje tutaj ten element strachu, ale bardzo powoli i ostrożnie, utrzymując stan ciągłego napięcia, podbudowując jednocześnie wydarzenia solidną warstwą obyczajową oraz elementami ocierającymi się o thriller psychologiczny. By nie ciągnąć historii jednym, nostalgicznym torem, ciekawym zabiegiem są przeplatające się z punktu widzenia różnych narratorów relacje wydarzeń ujęte w formie listów, przekazów medialnych, fragmentów wycinków historycznych, smsy czy wywiady. Za motyw przewodni należałoby przyjąć nostalgię za życiem tych, którzy odeszli, funkcjonowanie w żałobie, strach, ale chyba i manipulację tymi, którzy pozostają w rozpaczy, a są podatni na sugestie. Idea przyjęta przez autora w mojej opinii jest bardzo ciekawa, powody, jakimi kierują się wszyscy zaangażowani w sprawę, również. Wykonanie jak najbardziej poprawne, choć elementy stricte z horroru nie przebijają tak mocno, jak te związane z elementami gry psychologicznej. Lubię w historiach przywiązać się do minimum jednego bohatera, któremu uda się wyjść bez szwanku i tutaj również to dostałam. Zakończenie było dość przewidywalne, ale i tak w efekcie uważam lekturę tej książki za udaną, jak i nieskromnie dumna jestem z siebie, że coraz częściej próbuję sił w tym gatunku. Zatem dla kogo jest „Zostawcie nas w spokoju”? Moim zdaniem dla tych niezdecydowanych, którzy miłują się w thrillerach, ale szukają powiewu świeżości, czegoś nowego, ale nie są jeszcze gotowi na mocną powieść z wątkami paranormalnymi, gdzie zło wylewa się od pierwszej do ostatniej strony. 

Jimmy Juliano

Wydawnictwo Muza

Premiera: 02.04.2025

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *